Polski folklor na celowniku Hollywood

kolebrg

Amerykańska Akademia Wiedzy i Sztuki Filmowej twierdzi, że Stowarzyszenie Twórców Ludowych narusza jej prawa do znaku towarowego poprzez wręczanie Ludowych Oskarów, nagród przyznawanych na cześć Oskara Kolberga.

Rok 2014 został ogłoszony rokiem Oskara Kolberga, wybitnego etnografa, folklorysty i kompozytora. 22 lutego obchodziliśmy 200 rocznicę jego narodzin. Kolberg, w młodości przyjaciel Fryderyka Chopina, jest autorem monumentalnego dzieła Lud, zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce wydanego w 36 tomach. W 1878 roku zaprezentował na wystawie światowej w Paryżu swoją kolekcje ikonograficzną polskich strojów ludowych, za którą otrzymał złoty medal. Jego działalność na rzecz polskiej kultury ludowej jest nieoceniona. Zmarł w 1890 roku, uprzednio powiedziawszy według sił moich zrobiłem co mogłem, nikt mnie za próżniaka nie ma i mieć nie będzie. Co po sobie zostawiam przyda się ludziom na długo.

Mając za swojego orędownika tak wybitną postać, Stowarzyszenie Twórców Ludowych od 2002 roku przyznaje nagrody nazwane jego imieniem – Oskary Ludowe. Tu polska sztuka ludowa spotyka się z amerykańską sztuką filmową. Nazwa Oscar jest zarejestrowanym znakiem towarowym na rzecz Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki i zdaniem prawników reprezentujących Akademie, STL wręczając nagrody o tej nazwie narusza monopol właściciela znaku towarowego. Zdaniem pełnomocników Akademii, nazwa nagrody nawiązuje wprost do zastrzeżonego znaku towarowego, a zmiana jednej litery („c” na „k”) czy dodanie słowa ludowe, nie wystarczy. Ponadto Stowarzyszeniu zarzucono pasożytnicze czerpanie korzyści z wypracowywanej od 1929 roku, renomy znaku.

Spór rozpoczął się w 2012 roku, wówczas prawnicy Akademii interweniowali po raz pierwszy, domagając się zmiany nazwy nagrody. Po stronie Stowarzyszenia stanęły media, przedstawiciele środowisk twórczych, a także wielu polskich prawników. W 2013 roku do Sądu Rejonowego w Lublinie skierowany został wniosek o zawezwanie do próby ugodowej. Postępowanie zakończyło się w listopadzie 2013 roku, bez osiągniecia porozumienia. Akademia domagała się zaprzestania używania nazwy Ludowe Oskary, w zamian zaproponowała Ludowe nagrody Oskara Kolberga, Ludowe Kolbergi, Laury Kolberga. Stowarzyszenie, nie chcąc zmieniać trzonu nazwy, zaproponowało Ludowe Oskary. Nagroda im. Oskara Kolberga.

Kolejny ruch leży po stronie Akademii. Podjęte do tej pory działania mogły prowadzić do polubownego rozwiązania problemu. Teraz Akademia decydując się na kontynowanie sporu, może złożyć pozew o ochronę znaku towarowego i bronić swoich praw w postępowaniu sądowym. Akademia, może domagać się:

  • Zakazania dalszego używania, niezależnie od winy i szkody. Podstawą orzeczenia jest wykazanie bezprawności
  • Naprawienia szkody, na zasadach ogólnych prawa cywilnego lub w wysokości opłaty licencyjnej, szkodę trzeba jednak najpierw wykazać
  • Wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści

Zanim sąd wyda orzeczenie, niezbędne będzie udowodnienie, że korzystanie z nazwy Oskary Ludowe może wprowadzić w błąd potencjalnych odbiorców, którzy mogliby uznać, że nagroda Oskary Ludowe związana jest z nagrodą Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki. Nie jest konieczne wykazanie, że ktoś został faktycznie wprowadzony w błąd, wystarczy taka możliwość. W tym celu należy zbadać całość okoliczności sprawy (zgodnie z orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie Lloyd Schuhfabrik).

Resortowe dzieci vs dobra osobiste

okładka

Sąd okręgowy w Warszawie zakazał rozpowszechniania przez okres jednego roku książki „Resortowe dzieci. Media.” z wizerunkiem Jacka Żakowskiego na okładce. Takiego zabezpieczenia pozwu domagał się publicysta. Wnosił również o dołączenie do każdej książki informacji: umieszczenie na okładce książki wizerunku pana Jacka Żakowskiego może naruszyć jego dobra osobiste ze względu na to, że żadne fakty nie uzasadniają przypisania mu cech objętych tytułem książki, są jednak odrzucił to żądanie. Obecnie książka jest dostępna w tej samej oprawie graficznej, z tą różnicą, że wizerunek Jacka Żakowskiego na okładce zasłoniono znakiem zapytania.

Książka „Resortowe dzieci. Media” autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego oraz Macieja Marosza wywołała spore zamieszanie. W materiałach promocyjnych czytamy: One. Resortowe dzieci. Wychowane w rodzinach działaczy i funkcjonariuszy KPP, PZPR. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a potem SB. Doskonale ustawione potem w życiu dzięki koneksjom, a potem pieniądzom i »grubej kresce «. Czasem, choć wywodzą się z niekomunistycznych środowisk, związane ideologicznie oraz materialnie z byłą władzą i bezpieką.

Publicysta zdecydował się na podjęcie kroków prawnych ponieważ jego zdaniem połączenie tytułu, opisu oraz okładki sugeruje, iż Jacek Żakowski wychował się w rodzinie działaczy KPP, PZPR, SB oraz, że był lub jest związany z byłą władzą lub bezpieką. Jego zdaniem książka nie przedstawia dowodów na poparcie tej tezy, a sugestie naruszają jego dobra osobiste. Pozwem, złożonym pod koniec grudnia 2013 roku, domaga się usunięcia swojego wizerunku z okładki, 20 tyś zł zadośćuczynienia oraz przeprosin na łamach kliku ogólnopolskich tytułów (Gazeta Wyborcza, Polityka, Gazeta Polska). Do tej pory żaden inny bohater książki nie zdecydował się na podobną reakcje.

Bezpieczny link.

Kookaburra2011 / Foter.com / CC BY-NC-SA

Każdy z nas linkuje. Informacje przekazywane z ręki do ręki krążą po portalach społecznościowych, forach czy blogach. Ile razy przed wrzuceniem linku zastanowiliśmy się czy wolno nam to zrobić, czy nie naruszymy czyjegoś prawa? Pierwsze co przychodzi do głowy- odpowiada ten kto wrzucił materiał do sieci. Ja tylko pokazuje palcem, nic nie robię. Jak to czasem bywa, zagadka jest z haczykiem. Umieszczenie linku do innej strony może stanowić naruszenie praw autorskich i możemy z tego tytułu ponosić odpowiedzialność finansową i karną. Przestrogą niech będzie historia chłopaka z Czech. Założył stronę internetową, na której wstawiał poprzez tzw. głęboki link umieszczone w sieci filmy gotowe do ściągnięcia. Niczego sam nie wrzucił, nie tworzył żadnych serwerów na których przechowywane byłyby dane. Jedyne co zrobił, to stworzył mapę już zamieszczonych treści. Niestety treści zamieszczonych bez zgody osób uprawnionych. Sprawa przetoczyła się przez wszystkie instancje, ostateczne orzeczenie wydał Czeski Sąd Konstytucyjny. Nadpobudliwy internauta został uznany winnym naruszenia majątkowych praw autorskich i skazany na 5 miesięcy więzienia w zawieszeniu. To jednak nie wszystko. Uznanie winy spowodowało, że czeka go jeszcze walka z właścicielami praw autorskich, którzy domagają się zapłaty odszkodowania za 2,5 miliona nielegalnych pobrań. Możecie wyobrazić sobie tę sumę? Wyrok wzbudził wiele kontrowersji. Sąd Konstytucyjny bardzo restrykcyjnie potraktował ochronę praw majątkowych, zupełnie odrywając swoją interpretacje od kontekstu społecznego. Wszystko wskazuje na to, że jeden człowiek poniesie odpowiedzialność za działania setek ludzi umieszczających filmy w sieci. Chciał sprawić przyjemność innym internatom, teraz będzie się borykał z paromilionowym długiem. Czeski film. Udało mi się w sposób dostateczny zbudować atmosferę grozy? to wracamy na nasze podwórko.

            Co prawda Czechy to nie Polska, a władza ich sądów sięga jedynie granic, nie możemy jednak wykluczyć podobnego rozstrzygnięcia i u nas. Za sprawą podpisanych wspólnie konwencji międzynarodowych dot. praw autorskich i co raz bardziej precyzyjnego prawa Unii, rozwiązania prawne w naszych krajach są bardzo podobne. Czeski sąd być może podszedł do sprawy zbyt restrykcyjnie, ale grunt miał podobny. Warto więc wiedzieć co i jak zamieszczać, żeby nie narazić się na zarzut naruszenia praw autorskich.

            Najważniejsze jest to co linkujemy. Jeśli treść została zamieszczona w Internecie bez zgody autora/osoby uprawnionej, możemy narazić się na zarzut naruszenia praw autorskich niezależnie od tego jak umieścimy link. Jednym z przywilejów wynikających z prawa autorskiego jest prawo do rozpowszechniania utworu. Decyzja kiedy i gdzie umieścić utwór. Jeśli twórca zdecyduje się umieścić swój film w Internecie, to my możemy później z niego korzystać. Dopóki jednak tego nie zrobi, my nie możemy ani go zamieścić, ani rozsyłać dalej.

            Skąd mamy wiedzieć, że treść została zamieszczona legalnie? w dużej mierze musimy opierać się na intuicji. Ponieważ w praktyce nie jest możliwe zapytanie każdego aktywnego użytkownika o legalność zamieszczonych informacji, trzeba przyjąć, że internauci to ludzie rozsądni i wrzucają tylko materiały, do których mają prawo. Jeśli jednak strona, z której korzystamy na pierwszy rzut oka wydaje się podejrzana, powinniśmy się dwa razy zastanowić przed wrzuceniem linku. Oczywiście najbezpieczniejsze będą duże portale internetowe, blogi, które darzymy zaufaniem lub oficjalne kanały na youtube. Ciekawą inicjatywę w tym zakresie podjęły studia filmowe TOR i KADR. Na ich oficjalnym kanale na Youtube można obejrzeć polskie klasyki, takie jak „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?”, „Poszukiwany poszukiwana” i wiele innych. Zupełnie za darmo i legalnie. Musimy też zwrócić uwagę na to czy autor nie zakazał dalszego rozpowszechniania. Czasami na stronach internetowych pojawia się jasny komunikat, z którego wynika, że autor nie życzy sobie abyśmy jego materiały wysyłali dalej w sieć. Może brzmieć Np kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody xxxxxx zabronione. Na ogół taka informacja znajduje się pod zamieszczonym materiałem lub w regulaminie strony.

            Co ważne możemy bezpiecznie wrzucać linki, jeśli są odniesieniem do strony głównej. Autor poprzez umieszczenie materiału w Internecie skonsumował już swoje prawo do rozpowszechnienia i teraz my możemy z niego korzystać. Powinniśmy również czuć się bezpieczni jeśli korzystamy ze specjalnych narzędzi do linkowania zamieszczonych na stronie. Zawsze jednak potrzebna jest zgoda jeśli link ma być umieszczony na stronie komercyjnej, z której czerpane są jakiekolwiek korzyści, materialne lub rzeczowe. Kolejną kwestią jest to jak linkujemy. Poniżej trzy metody linkowania.    

Deep link czyli tzw. głębokie linkowanie

to metoda polegająca na zamieszczeniu linku nie do strony głównej, ale do konkretnej podstrony lub elementu. Dla ułatwienia :

https://sztukaprawa.wordpress.com/ – link do strony głównej

https://sztukaprawa.wordpress.com/2013/12/14/internauta-traci-anonimowosc/ – głęboki link

Zamieszczając głęboki link musimy głównie uważać na treść, do której się odnosimy.  Jeśli materiał został zamieszczony za zgodą osoby uprawnionej, nie powinniśmy mieć problemów z naruszeniem prawa autorskiego. Sąd apelacyjny w Krakowie w wyroku z dnia 20 lipca 2004 (I ACa 564/04) orzekł, że zamieszczenie na stronie portalu internetowego tzw. głębokiego linku (deep link) umożliwiającego użytkownikom tego portalu bezpośrednie (tj. z pominięciem struktury nawigacyjnej strony głównej innego portalu) otwarcie rekomendowanej witryny stanowi rozpowszechnianie wizerunku zamieszczonego na tej witrynie. Głęboki link może być jednak negatywnie oceniany z punktu widzenia np. ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Umieszczenie głębokiego linku na naszej stronie może doprowadzić do tego, że użytkownik nie będzie szukał informacji na stronie źródłowej, tylko poprzez naszą kliknie na odpowiedni odnośnik. Takie zachowanie powoduje, że zmniejsza się ilość odsłon strony źródłowej, co może wpłynąć na wysokość zarobków właściciela tej witryny pochodzących z reklam zamieszczanych na tej stronie źródłowej. Sytuacja może być szczególnie problematyczna jeśli wrzucamy linki do strony naszego konkurenta.

Embedding czyli wbudowanie(?)

chodzi o osadzanie treści jednej strony w drugiej. Na przykład film z youtube jest odtwarzany na stronie, na którą został wrzucony, bez konieczności przenoszenia się na stronę źródłową. W ten sposób umieszczone są na przykład teledyski na stronie tekstowo.pl. Z takiej formy linkowania trzeba korzystać ostrożnie z dwóch powodów. Po pierwsze, Ustawa o prawie autorskim gwarantuje twórcy prawo do nienaruszalności formy oraz rzetelnego wykorzystania dzieła. Wydzielenie jakiegoś materiału i osadzenie go w nowym (naszym) miejscu może być potraktowane jako naruszenie integralności dzieła. Jak zawsze powinniśmy zachować szczególną ostrożność, gdy będziemy chcieli wykorzystać link w kontrowersyjnym artykule, na komercyjnej stronie, albo też na stronie związanej z określonym światopoglądem lub polityką. Po drugie, trzeba pamiętać o właściwym oznaczeniu źródła, tak aby nie było wątpliwości, że mimo iż umieściliśmy materiał na naszej stronie, to nie przypisujemy sobie jego autorstwa.

Framing czyli dzielenie strony na ramki.

strona dzielona jest niezależne od siebie ramki, w których widoczne są treści zamieszczane przez autora strony oraz treści pochodzące ze strony linkowanej. Ponieważ ramki, w których możemy zamieścić na przykład nazwę naszej strony, czy reklamy, idą w ślad za użytkownikiem, ten może nawet nie zdawać sobie sprawy kiedy opuścił naszą witrynę i przeszedł do strony likowanej. Z punktu widzenia prawa autorskiego osoba robiąca ramki wchodzi na „pole minowe” dwa razy. Po pierwsze sprawa autorstwa. Ponieważ ramki przenoszą użytkownika bardzo subtelnie na inną stronę, może mieć on problem ze wskazaniem autora materiału, do którego został odesłany. Oczywiście jego problem ze wskazaniem, to problem  „ramkującego” z podszywaniem się pod autora. Po drugie  prawo autora do nienaruszania treści i formy dzieła, oraz do jego rzetelnego wykorzystania. Ramki bardzo silnie ingerują w treść dzieła zmieniając jego strukturę. Nawet jeśli linkowany materiał nie jest objęty ochroną prawa autorskiego ponieważ nie można zakwalifikować go do kategorii utworu, twórca może podnieść zarzut naruszenia jego dóbr osobistych (art. 23 i 24 kodeksu cywilnego). Framing jest narzędziem, z którego należy korzystać ostrożnie, najlepiej za zgodą autora strony, do której wrzucamy link.

***

Wszyscy to robią. To prawda. nie każdego od razu będzie ścigać policja, objętość Internetu nieco utrudnia egzekwowanie praw. Powinniśmy mieć jednak świadomość tego co robimy i jakie mogą nas spotkać konsekwencje. Jeśli ktoś napisze do nas, że naruszamy jego prawa autorskie, dla swojego dobra, usuńmy natychmiast link ze strony.

Wykorzystanie cudzego wizerunku

x-ray delta one / Foter.com / CC BY-NC-SA

Regulacji dotyczących wizerunku należy szukać w dwóch ustawach, kodeksie cywilnym i prawie autorskim. Umieszczenie ochrony wizerunku i korespondencji w prawie autorskim z 1994 roku wynika raczej z tradycji (takie regulacje były we wszystkich poprzednich ustawach o prawie autorskim) niż racjonalnego podejścia do tematu. Ustawy z 1926 i 1952 roku wskazywały, iż do wykorzystania wizerunku niezbędna była zgoda osoby portretowanej, chyba że ta otrzymała od artysty zapłatę, jest osobą powszechnie znaną (o ile nie złożyła zastrzeżenia) lub jeżeli wizerunek jest tylko szczegółem obrazu przedstawiającego obchód, zgromadzenie krajobraz. W obecnie obowiązujących przepisach ograniczono tylko swobodę rozpowszechniania wizerunku osoby powszechnie znanej, zastrzegając, że sytuacja w której osoba została złapana, musi dotyczyć pełnionej funkcji, co jest ewidentnie związane z tabloidyzacją życia publicznego. Reszta zapisu pozostała w zasadzie bez zmian. Ustawa z 1926 uzależniała również rozpowszechnienie korespondencji od zgody małżonka, o ile nie było odejścia od stołu i łoża, ale to temat na inną dyskusje. Najważniejsze żeby zdawać sobie sprawę, że mimo umieszczenia regulacji w ustawie o prawie autorskim wizerunek to nie utwór, tylko dobro osobiste i przez ten pryzmat powinien być oceniany.

Wizerunek człowieka składa się z wielu elementów i płaszczyzn. Stosując prawo autorskie mówimy o wizerunku w formie plastycznej, fotografii lub pracy malarskiej przedstawiającej zarówno podobiznę, jak też tzw. maskę artystyczną, która również podlega ochronie. Maska artystyczna to prezentowanie innej postaci w taki sposób, że odbiorca utożsamia postać stworzoną z osobą odtwarzającą, na przykład karykatura Ferdynanda Kiepskiego od razu nasunie nam na myśl aktora Andrzeja Grabowskiego. Zagadnienie zakresu ochrony wizerunku jest raczej otwarte i podlega ciągłej ewolucji. Na przykład Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 21.06.1991 (IACr 127/91) uznał, że ochroną z art. 23 KC objęty jest również emitowany w telewizji głos. Trudno jest więc przedstawić jednolitą definicję wizerunku. Oceniając czy ma się do czynienia z wizerunkiem należy w dużej mierze kierować się wyczuciem i dotychczasowym doświadczeniem. Chcąc zachować ostrożność należy odpowiedzieć sobie na pytanie- czy to co widzę/słyszę identyfikuje wprost z konkretną osobą? Jeśli tak, najprawdopodobniej mam do czynienia z wizerunkiem.

Co należy zrobić żeby móc wykorzystać wizerunek innej osoby? Najlepiej dostać na to zgodę. Zgoda nie musi być udzielona na piśmie, przyjmuje się na przykład, że jeśli na ulicy zaczepił nas dziennikarz z mikrofonem oznaczonym stacja X i poprosił o powiedzenie kilku słów przed kamerą, to sam fakt, że to zrobiliśmy oznacza, że wyraziliśmy zgodę na wykorzystanie naszej wypowiedzi/wizerunku przez stację X, ale tylko w „normalny”, zwyczajowy sposób. Emisja w wiadomościach, zamieszczenie na stronie internetowej, ale już nie jako fragment filmu fabularnego lub reklama. Na wypadek gdyby doszło do sytuacji spornej, lepiej mieć zgodę na piśmie. Co ważne, to że ktoś raz wyraził zgodę, nie oznacza, że można taki wizerunek przetwarzać w dowolny sposób, przez nieograniczony czas. Raz udzielona zgoda, co do zasady, dotyczy tylko jednej konkretnej publikacji. Dalsze rozpowszechnianie może się odbywać tylko po uzyskaniu ponownej zgody. Co powinna zawierać zgoda, jak ją napisać?

            Zgoda na wykorzystanie wizerunku powinna dawać dowód tego, że osoba jej udzieliła była świadoma tego na co się zgadza i jakie mogą być konsekwencję jej decyzji. w tym celu należy wskazać

– kto się zgadza

– kto będzie rozpowszechniał

– czas i miejsce udostępniania

– dzieło w jakim wizerunek zostanie użyty (reklama, teledysk, artykuł prasowy) oraz kontekst (czego dotyczy reklama, do czego kręcimy teledysk, temat artykułu)

            Jeśli dzieło może wzbudzić kontrowersje, to warto „punkty zapalne” opisać w sposób bardziej szczegółowy. Jeśli ma to być reklama leku na wstydliwy problem, napiszmy jaki to lek i jakie ma przeznaczenie, jeśli w teledysku poza zgadzającym wystąpią postacie nie cieszące się społecznym uznaniem, również warto o tym napisać. Trzeba pamiętać, że wizerunek należy do katalogu dóbr osobistych i powinno się z nim obchodzić ze szczególną ostrożnością. Jeśli opiszemy przedmiot na tyle szczegółowo, że nie będzie wątpliwości, że zgadzający się wiedział na co się piszę, unikniemy problemów w razie posądzenia o nieuprawnione wykorzystanie wizerunku. Będzie to również miało znaczenie jeśli zgadzający będzie chciał się wycofać i na przykład zablokować publikację argumentując, że jego intencją było wystąpienie w innym przedsięwzięciu. Warto też zapamiętać, że wizerunek nie jest utworem, zgoda nie musi więc spełniać wymogów umowy na przeniesienie praw autorskich, m.in. nie musi określać pól eksploatacji, w takim stopniu w jakim ustawa wymaga tego do utworów.

            Na koniec warto pamiętać o panujących zwyczajach. To czy do reklamy gazety wystarczy zgoda na umieszczenie fotografii na okładce, wysokość wynagrodzenia lub jego brak, czy nawet obowiązek szczegółowego określenia rodzaju środków masowego przekazu w jakich wizerunek będzie wykorzystany, może wynikać z jasno wyrażonego zwyczaju. Zgoda na wykorzystanie wizerunku jest normalnym oświadczeniem woli, w związku z tym obowiązują w stosunku do niej reguły interpretacyjne z art. 65 kodeksu cywilnego.

******************

            Mamy zgodę, lub sami ją daliśmy, materiał przygotowany, ale nagle coś się zmieniło. Kobieta, która miała reklamować alkohol dowiedziała się, że jest w ciąży, chłopak ganiający z rolką papieru toaletowego dostał pracę w kancelarii, albo okazało się, że ta właśnie odmiana żuków jest gatunkiem zagrożonym, a w klipie główny bohater robi z nich korale, a może osoba, które chce wizerunek wykorzystać nie zapłaciła uzgodnionego wynagrodzenia? Użyczenie nie wchodzi już grę. Co w takiej sytuacji? Otóż zgodę można cofnąć praktycznie na każdym etapie produkcyjnym. Może się z tym wiązać odpowiedzialność za poniesione szkody, ale o tym już innym razem.